W sierpniu 2022 prowadziłem „tygodniówkę” na trasie Loano – Calvi – Portovenere – Portofino – Genua. To był ten okres, kiedy nad Morzem Śródziemnym przeszedł huragan. Kotwiczyliśmy w zatoce przy Portovenere; większość załogi pontonami została przewieziona na brzeg (kiedy statek stoi na kotwicy nigdy nie opuszczam pokładu). Szkwał przyszedł nagle – Pogoria zaczęła wlec kotwicę pomimo pracującego silnika. Mieliśmy bardzo ograniczone pole manewru – cumujące wokół nas jachty albo były wleczone w stronę brzegu albo próbowały wyjść z zatoki za wszelką cenę, nie zważając na sąsiadów. Zdecydowaliśmy wypłynąć w morze – niestety, kiedy podnieśliśmy kotwicę okazało się że wiszą na niej jakieś porwane sieci, łańcuch i kilka lin. Podejmowane z pokładu próby uwolnienia kotwicy się nie udały a statek dryfował w stronę hodowli muli. Wszelkie raptowne zwroty mogły spowodować zaczepienie ciągniętych przez kotwicę śmieci o śrubę. Kiedy bukszpryt był prawie nad hodowlą, statek wykonał zwrot i wypłynęliśmy z zatoki. Po wyjściu z zatoki popłynęliśmy w stronę wysokiego brzegu i pod jego osłoną zwodowaliśmy ponton i z jego pokładu, elektryczną szlifierką uwolniono kotwicę. Zostaliśmy pod osłoną brzegu jeszcze kilka godzin aż wiatr ucichł i wróciliśmy do zatoki po resztę załogi.
Kolejnym portem miało być Portofino – jednak na podejściu do zatoki „zaliczyliśmy” szkwały o prędkości wiatru ponad 90 węzłów (sprawa została udokumentowana zdjęciami tablicy wskaźników) ; połamany flagsztok o średnicy 40 mm pofrunął wraz z małą marszową banderką, porwany został grotsztaksel – zdecydowałem wówczas na powrót na morze.
Z posiadanych przez nas urządzeń do odbioru prognozy wynikało, że nad morzem Liguryjskim ścierały się dwa niże z wiatrami o sile huraganu. W zależności od tego jak się wzajemnie przemieszczały wybieraliśmy między nimi drogę w kierunku Genui – co wyglądało dla znajomych obserwujących drogę Pogorii w internecie – jak bezsensowne pływanie w różnych kierunkach. To była jednak dobra decyzja – mieliśmy znacznie słabsze wiatry i bezpiecznie dotarliśmy do portu.
Od wielu lat pływam z oficerami których znam i im ufam. Tak było i tym razem – dzięki wspaniałej zastępczyni oraz znanym oficerom wyszliśmy z opresji bez szwanku i bez paniki w załodze.