Maciej Leśny

Stopień żeglarski - Kapitan jachtowy, Kapitan motorowodny
Funkcja na STS Pogoria - Kapitan

W 1981 roku popłynął po raz pierwszy na STS Pogoria jako starszy wachty z kapitanem Januszem Zbierajewskim.

Przez połowę  kadencji członek Komisji Żeglarstwa Morskiego PZŻ, następnie jej Przewodniczący przez cztery kadencje. Aktualnie zastępca Przewodniczącego Komisji Rewizyjnej PZŻ.

Honorowy członek Jachtklubu Marynarki Wojennej „Kotwica”.

Członek Kapituły Bractwa Kaphornowców (oficer wachtowy w czasie rejsu „Zawiszy Czarnego” wokół Hornu w 1999r).

O sobie

Były członek Zarządu Jachtklubu Stoczni Gdańskiej (1980 r członek załogi jachtu Gedania w rejsie wokół Islandii, przejście na żaglach cieśniny Pentland Firth).  Przez kilka lat  pracy w przemyśle stoczniowym Gdańska brałem udział w wielu rejsach na jednostkach należących do Jachtklubu Stoczni Gdańskiej – wówczas największego w Polsce. Klub słynął z organizowania wielu rejsów oraz wypraw żeglarskich. Aby móc znaleźć się w załodze, trzeba było pokonać wielu konkurentów (w klubie było kilkudziesięciu kapitanów, kilkuset jachtowych sterników morskich, sterników i żeglarzy). Stąd moja droga poprzez kurs krótkofalarski oraz kolejne stopnie żeglarskie i motorowodne (w czasie studiów pracowałem w sezonie letnim jako ratownik – stąd pierwszy stopień sternika motorowodnego a następnie dalsze). To pozwoliło mi mustrować na klubowe jachty jako załogant, a z upływem czasu jako kapitan (Ratybor, Sambor, Freya, Mestwin, Rybitwa, Otago, Gedania itp.).

Moja przygoda na Pogorii

Kiedy została zwodowana Pogoria, mieszkałem już w Warszawie i byłem jednym z członków koła Bractwa Żelaznej Szekli. W środowisku żeglarskim krążyły legendy o rzekomym wyposażeniu żaglowca – złote klamki, obrazy z muzeum, stajnia dla konia itp. Oczywiście podsycało to moją ciekawość. Przez przypadek dowiedziałem się że kolega z JSG będzie latem na rejsie jako oficer. Skorumpowałem go płynnymi argumentami (trudno w owym czasie dostępnymi) i znalazło się dla mnie miejsce w załodze. Mimo że byłem już kapitanem, mogłem zostać tylko starszym wachty.

Najtrudniejsze zadanie do wykonania w mojej karierze żeglarskiej

Przez 26 lat byłem związany z BRE Bankiem (a następnie mBankiem). Mbank otworzył pierwsze konta internetowe. Chcąc pomóc finansowo Zawiszy Czarnemu namówiłem władze mBanku (byłem Przewodniczącym Rady Nadzorczej) aby zorganizować bezpłatny rejs dla młodych użytkowników internetowych kont mBanku (rejs na zasadzie dłuższego weekendu na trasie Gdynia – Kłajpeda – Gdynia; czwartek – niedziela). Ogłosiliśmy w internecie konkurs, zgłosiło się 1800 osób. Komputer wybrał 30 członków załogi. Bank wyposażył towarzystwo w odpowiedni sprzęt (ubrania, torby itp.) i we czwartek o 12:00 załoga stanęła na burcie. Podział na wachty, przydział koi, krótkie szkolenie i w drogę. Popłynęliśmy w stronę Oksywia, potem do mola w Sopocie, następnie pod Port Północny i w końcu w kierunku Kłajpedy, gdzie dotarliśmy w piątek koło południa. Zwiedzanie miasta, wieczorem koncert szantowy na pokładzie (byli z nami muzycy z Waldkiem Mieczkowskim (płynął jako mój zastępca) na czele. Następnego dnia (sobota) osobiście poszedłem do kapitanatu portu po prognozę – wiatr 3B – 5B, w dobrą stronę – więc warunki idealne. Około 13:00 wyszliśmy z portu bardzo ostrożnie – w główkach stała pogłębiarka, mieliśmy luzu po 2 m z każdej burty. Około godz.  15:00 wiatr zmienił kierunek (na typowy „wmordęwind) i zaczął się wzmagać – o godz 17:00 było 6B: o 19:00 około 8-9B. Nie dostałem zgody  z portu na powrót – musieliśmy zacząć sztormować. Sztormowaliśmy do środy;  – korzystając z chwilowych osłabień wiatru – płynęliśmy na silniku  w stronę Gdańska. Wszystkie żagle zostały porwane (zanotowaliśmy trzykrotne porywy o sile 12B; kilkanaście godzin wiatru o sile 9B-10B). Odebraliśmy sygnał SOS z jachtu Rzeszowiak kilkadziesiąt mil od nas – pomocy udzielił wracający z rejsu Dar Młodzieży.  Kiedy w nocy z wtorku na środę wpłynęliśmy do Zatoki Gdańskiej i zrobiłem zbiórkę załogi na rufie, usłyszałem: „ jak Stary zawróci w kierunku Kłajpedy to wyskakuję do wody i płynę do brzegu…”

Czy może …

W sierpniu 2022 prowadziłem „tygodniówkę” na trasie Loano – Calvi – Portovenere – Portofino – Genua. To był ten okres, kiedy nad Morzem Śródziemnym przeszedł huragan. Kotwiczyliśmy w zatoce przy Portovenere; większość załogi pontonami została przewieziona na brzeg (kiedy statek stoi na kotwicy nigdy nie opuszczam pokładu). Szkwał przyszedł nagle – Pogoria zaczęła wlec kotwicę pomimo pracującego silnika. Mieliśmy bardzo ograniczone pole manewru – cumujące wokół nas jachty albo były wleczone w stronę brzegu albo próbowały wyjść z zatoki za wszelką cenę, nie zważając na sąsiadów.  Zdecydowaliśmy wypłynąć w morze – niestety, kiedy podnieśliśmy kotwicę okazało się że wiszą na niej jakieś porwane sieci, łańcuch i kilka lin. Podejmowane z pokładu próby uwolnienia kotwicy się nie udały a statek dryfował w stronę hodowli muli. Wszelkie raptowne zwroty mogły spowodować zaczepienie ciągniętych przez kotwicę śmieci o śrubę. Kiedy bukszpryt był prawie nad hodowlą, statek wykonał zwrot i wypłynęliśmy z zatoki. Po wyjściu z zatoki popłynęliśmy w stronę wysokiego brzegu i pod jego osłoną zwodowaliśmy ponton i z jego pokładu, elektryczną szlifierką uwolniono kotwicę. Zostaliśmy pod osłoną brzegu jeszcze kilka godzin aż wiatr ucichł i wróciliśmy do zatoki po resztę załogi.

Kolejnym portem miało być Portofino – jednak na podejściu do zatoki „zaliczyliśmy” szkwały o prędkości wiatru ponad 90 węzłów (sprawa została udokumentowana zdjęciami tablicy wskaźników) ; połamany flagsztok o średnicy 40 mm pofrunął wraz z małą marszową  banderką, porwany został grotsztaksel – zdecydowałem wówczas na powrót na morze.

Z posiadanych przez nas urządzeń do odbioru prognozy wynikało, że nad morzem Liguryjskim ścierały się dwa niże z wiatrami o sile huraganu. W zależności od tego jak się wzajemnie przemieszczały wybieraliśmy między nimi drogę w kierunku Genui – co wyglądało dla znajomych obserwujących drogę Pogorii w internecie – jak bezsensowne pływanie w różnych kierunkach. To była jednak dobra decyzja – mieliśmy znacznie słabsze wiatry i bezpiecznie dotarliśmy do portu.

Od wielu lat pływam z oficerami których znam i im ufam. Tak było i tym razem – dzięki wspaniałej zastępczyni oraz znanym oficerom wyszliśmy z opresji bez szwanku i bez paniki w załodze.

Krótka rada dla aspirujących do stopnia kapitana

Kolejne „ułatwienia” fundowane przez rządowych decydentów w zdobywaniu kolejnych stopni, gdzie przy najwyższych liczy się staż a nie egzaminy (np. nie ma wymogu „stażu sztormowego”) spowodowały wysyp kapitanów, duża grupa chciałaby prowadzić duże jachty.

Sugeruję podejście z pokorą – „morze laika wypluje” – takie zdanie wygłosił któryś ze znanych kapitanów, niestety nie pamiętam kto to był. Warto – nawet jeśli pływało się na innych jachtach jako kapitan – popłynąć jako załoga; potem starszy wachty. Kolejno jako oficer i wreszcie jako zastępca kapitana – aż do wypromowania na samodzielnego kapitana. Wtedy warto również zapewnić sobie, w każdym na początku samodzielnego prowadzenia, – obecność doświadczonego kapitana (np. zastępca, kapitan senior itp. – dla udzielenia ewentualnej rady/pomocy). W ten sposób  wykształcony kapitan jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo jachtowi…

Ulubione miejsce na Pogorii?

Rufowa ławka na prawej burcie