
Z pokładu STS Pogoria Kapitan Wojciech Wilk dzieli się wrażeniami z II etapu The Tall Ships Races – od francuskiej Dunkierki po szkocki Aberdeen. Trasa ta okazała się pełna żeglarskich wyzwań: od zupełnej ciszy na Morzu Północnym po silne wiatry z północy, wymagając zarówno precyzyjnej nawigacji, jak i maksymalnego wykorzystania możliwości jednostki.

Przygotowując się do II etapu regat, wiedzieliśmy, że będzie to wyścig niełatwy – zarówno ze względu na długość trasy, jak i na trudności nawigacyjne związane z mijaniem gęsto usianych platform wiertniczych, farm wiatrowych i licznych mielizn. Dużą zaletą był fakt, że po wyjściu z Dunkierki załoga miała prawie dobę do startu, co pozwoliło na zapoznanie się ze statkiem i pokonanie choroby morskiej.
Po minięciu cieśniny Dover i estuarium Tamizy dotarliśmy do linii startu przy słabym wietrze. Żeglowaliśmy bardzo wolno, ale po starcie wiatr zaczął stopniowo tężeć – aż do prędkości przekraczającej 35 węzłów, odpowiadającej sile 8 stopni w skali Beauforta. Ponieważ płynęliśmy pełnym kursem, mogliśmy nieść większość żagli i osiągać, jak na Pogorię, nieprawdopodobne prędkości – dochodzące nawet do 9 węzłów.

Ze względu na układ prądów zdecydowaliśmy się podejść bliżej brzegu, co zaowocowało emocjonującą żeglugą między obszarami płytkiej wody. Wkrótce jednak wiatr stopniowo osłabł – do siły, która ledwo pozwalała utrzymać kurs. Wtedy karty zaczął rozdawać prąd morski, który popychał Pogorię raz na północ, raz na południe.
Po wielu godzinach oczekiwania na wiatr udało się wreszcie postawić wszystkie żagle, w tym bardzo rzadko używany topsel (rozstawiany między gaflem a grotmasztem) oraz grotbombramsztaksel. Skierowaliśmy się w stronę „bramki” – punktu pośredniego między startem a metą. Halsując baksztagami, co dawało nam znacznie większą prędkość niż żegluga z wiatrem pełnym, minęliśmy bramkę i – przy idealnych dla Pogorii wiatrach 15–20 węzłów – ruszyliśmy w kierunku mety.
Etap był fantastyczny – do pokonania wiele mil morskich, żegluga w zróżnicowanych warunkach wiatrowych, ale bez opadów i przy sprzyjającej pogodzie. Mnóstwo zwrotów, stawiania i zrzucania żagli. Widać było niesamowite zaangażowanie całej załogi – ani śladu narzekania, nawet przy nocnych alarmach żaglowych i pracach pokładowych.

A z ciekawostek – podczas jednego z zachodów słońca udało nam się zaobserwować tzw. green flash, czyli zielony błysk: zjawisko, w którym chowające się za horyzontem słońce na ułamek sekundy rozbłyskuje zielono-turkusowym światłem – mówi kpt. Wojciech Wilk.

