
- Artykuły
-
by Julia Groth
Po latach spędzonych na Pogorii, w roli Uczestnika, Oficera, Bosmana i zastępcy Kapitana przyszedł moment, by stanąć za sterem jako Kapitan. W ciągu ostatnich trzech lat przepłynął ponad 30 000 mil morskich i spędził ponad 7 500 godzin w żegludze, ale ten rejs był naprawdę wyjątkowy. Pierwszy, który prowadził od początku do końca. Zapraszamy na wywiad z kpt. Rafałem Komperdą.

Jak to się zaczęło? Pamiętasz swój pierwszy kontakt z Pogorią?
Tak, bardzo dobrze. Wszedłem na pokład jako uczestnik rejsu w 2012 roku, kapitanem był wtedy Tomasz Dobrucki. To właśnie wtedy po raz pierwszy poczułem, że morze może stać się moim miejscem, a Pogoria domem i przestrzenią otwartą, pełną dobrej energii. Pamiętam, że od pierwszego dnia czułem się tu jak u siebie. Nie było „napinki”, była nauka, współpraca i wspólne przeżywanie.
Pierwszy rejs w roli Kapitana to ważny moment. Jakie emocje Ci towarzyszyły?
Kilka osób pytało mnie, jak się czuję, czy się stresuje? Ale to już nie jest miejsce, ani czas na stresowanie się. Rejs miałem zaplanowany na długo przed jego rozpoczęciem. Trasę, porty, kotwicowiska, ewentualne miejsca schronienia…teraz tylko należało wykorzystać całą wiedzę i doświadczenie które zdobyłem dotychczas. Powiedziałem sobie: bądź wirtuozem w tym, co robisz. I to działa, kiedy wiesz, po co jesteś na pokładzie i masz wokół ludzi którym ufasz, którzy ufają tobie wszystko układa się naturalnie.
Opowiedz o tym rejsie, skąd, dokąd płynęliście?
Prowadziłem rejs z Cascais przez Sagres, Portimão, Gibraltar, aż do Malagi. Pogoria kotwiczyła u wybrzeży Sagres, żeglowała wzdłuż portugalskiego Algarve, przecięła cieśninę gibraltarską i spokojnie dotarła do Malagi.
Brzmi jak marzenie! Jak wyglądały postoje? Czy udało się Wam zejść na ląd chociaż na chwilę?
Tak, mieliśmy kilka takich momentów. W Sagres, to takie symboliczne miejsce, „koniec Europy” stoi się na klifie i widzi ocean bez końca. Robi to ogromne wrażenie, bo tam naprawdę czuć siłę żywiołu. W Portimão udało się nam krótko pospacerować po porcie, napić się portugalskiej kawy i porozmawiać z lokalnymi żeglarzami, zawsze jest w tym coś inspirującego, bo morze łączy ludzi, niezależnie od języka. Całe Algarve zachwyciło wszystkich niekończącymi się plażami. A Gibraltar to już zupełnie inny świat, ruch, żagle, statki z całego świata, a nad głowami małpy na skale.

Słuchając tych opowieści sama chciałabym się tam przenieść… ale wróćmy na chwilę na pokład, jak wyglądało szkolenie?
Jak zawsze intensywne, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Od pierwszego dnia staramy się wprowadzić załogę w rytm wacht, pracę przy żaglach, ale najważniejsze jest bezpieczeństwo, więc wszystko co robimy z załoga stałą, żeby wprowadzić uczestników w świat żeglarstwa jest przemyślane. Najważniejsze jest zrozumieć, po co coś robimy, a nie tylko jak. Dlatego tłumaczymy, pokazujemy, uczymy przez praktykę. Pogoria ma to do siebie, że potrafi wyszkolić załogę w bardzo krótkim czasie i to skutecznie. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że w pewnym momencie ludzie zaczynają działać jak zespół. To właśnie wtedy czuć, że załoga naprawdę stała się ZAŁOGĄ.
Podczas tego rejsu spędziliśmy 121 godzin w żegludze, z czego 34 pod żaglami, 80 na wodach pływowych, pokonując łącznie 417 mil morskich.

Pogoda często potrafi zaskoczyć. Jak było tym razem, morze Was rozpieszczało, czy wystawiło na próbę?
Powiedziałbym że Neptun był dla nas łaskawy, udało się go udobruchać. Pogoda była stabilna, wiatr sprzyjał żegludze. Co ciekawe, prognozy pogody sprawdziły się niemal w 95 procentach, co w żegludze zdarza się naprawdę rzadko. To pozwoliło prowadzić rejs bez niespodzianek i w pełni skupić się na pracy i manewrach.
Kiedyś w rozmowie powiedziałeś mi o „zdrowej rywalizacji” i dumie z Pogorii. Co miałeś na myśli?
Pogoria ma w sobie coś wyjątkowego. To pierwszy powojenny żaglowiec szkolny i symbol naszej tradycji morskiej Duma z tego, że możemy na niej pływać, motywuje mnie do tego, żeby każdy rejs był lepszy od poprzedniego. Nie chodzi tu o rywalizację z innymi, lecz o zachętę do ciągłego doskonalenia siebie i zespołu .Musimy być otwarci, uczyć się od innych kapitanów i załóg, bo każdy ma coś, co można pozytywnie wykorzystać podczas żeglugi.

Na koniec. Twoje marzenie jako Kapitana?
Przede wszystkim chciałbym podziękować wszystkim tym którzy stanęli na mojej żeglarskiej drodze. Bez ich pomocy i wsparcia nie byłbym teraz w tym miejscu. Jako kapitan, mogę życzyć sobie tylko jednego, by nigdy nie zabrakło mi odwagi, spokoju i serca do prowadzenia innych. Życzę sobie, bym zawsze umiał podejmować decyzje z rozsądkiem, ale i z empatią. Bym potrafił słuchać ludzi, a nie tylko wydawać komendy.
Chciałbym, by każda burza uczyła mnie pokory, a każdy sukces przypominał, że nie dotarłbym tu sam. Cieszę się gdy po rejsach ludzie podchodzą i mówią że było to dla nich niezapomniane przeżycie. Albo wracają z morza z naładowanymi bateriami, lżejszą głową i ogromnym uśmiechem.
Kapitan Rafał Komperda

